sobota, 31 października 2015

Rozdział pierwszy





Furtka jak zawsze była otwarta. Przez chwilę zastanawiał się, czy może lepiej byłoby najpierw zadzwonić przez domofon, jednak uznał, że mogłoby to jedynie narobić niepotrzebnego zamieszania. Szedł wyprostowany, z przekornym uśmiechem na twarzy, a kroki po żwirowej ścieżce dawały złudny wygląd nonszalancji. Można było poczuć od niego fałszywą pewność siebie.
To jego oczy zdradzały wszystko, co czuł; nie było w nich radosnych iskier, ani chłodnej obojętności. Krył się w nich przede wszystkim strach i zero wiary w wykonanie pierwszego punktu z listy zatytułowanej "Jak odnaleźć narzeczoną oraz nie wyjść na opuszczonego, smutnego i mieszkającego z rodzicami  idiotę". Właściwie, całkiem śmieszna była ta sprawa z Wendy; nikt nie wiedział kiedy wyjechała, z kim, gdzie, lub kiedy ostatni raz ją widziano. Telefony do jego przyszłych teściów pozostały bez odpowiedzi. 
Więc było to dla Harry'ego oczywiste, że musi sam jej poszukać.
No, może nie zupełnie sam. 
Powolnym ruchem dłoni nacisnął dzwonek, na co od razu dotarło do niego donośne szczekanie psa za drzwiami. Przełknął ciężko ślinę, powtarzając czynność kilka razy. Następnie odsunął się, i czekał.
Serce biło mu jak oszalałe. W głowie układał możliwe przebiegi czekającej go rozmowy. 
I wtedy, drzwi się otworzyły. 
W progu stanęła niewysoka, ubrana w długie spodnie od piżamy i poplamiony sosem bolognese t-shirt dziewczyna. W jednej ręce trzymała miskę z jakimś jedzeniem, a jej kok zdecydowanie można było nazwać 'bardzo artystycznym'.
Bardzo się zmieniła, odkąd ostatni raz ją widział (co zdarzyło się siedem lat temu). Po pierwsze: bardzo schudła. Wręcz ogromnie. Był pewien, że weszłaby cała w jedną nogawkę swoich spodni za czasów gimnazjum. Rysy jej twarzy się wyostrzyły, a zamiast okularów zaczęła używać szkieł kontaktowych.
Pomyślał, że bardzo wyładniała, przez co marne resztki pewności wyparowały. Westchnął przeciągle, po czym skierował wzrok dokładnie na jej twarz. Nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył; ona się zarumieniła! Wydawało mu się to takie dziwne i pretensjonalne, że mimowolnie na jego twarzy pojawił się uśmieszek.
- Margot Anne Jane - zaczął, a jego głos był zdecydowany, jednocześnie delikatny - Chciałbym...
- Długo się nie widzieliśmy.
- Oh... No tak.
Zapanowała niezręczna cisza. Chłopak wymyślał w głowie odpowiednie słowa, jednak nie miał odwagi pierwszy się odezwać. Stali, wpatrując się w siebie.
- Potrzebujesz pieniędzy? - wydusiła w końcu, siląc się na obojętny ton głosu - Mogę Ci pożyczyć...
- Nie! Boże, to nie tak. To wszystko... Jest trochę skomplikowane.
Starał się w miarę wszystko jej wytłumaczyć, aby miało to sens.. Historia jednak brzmiała tak, że on wyszedł na psychopatę, próbującego odnaleźć dziewczynę, która od niego odeszła, a że żaden psychopata nie lubi samotności, Harry potrzebuje w swojej szalonej podróży miłego towarzystwa jak Margot.
- Wiesz... Nie jestem do końca przekonana... Tu mam darmowe wi-fi... i wygodny materac w łóżku... A w hotelowych pokojach mogą być jakieś larwy... To nie jest dobry pomysł.
Widać było, że próbuje znaleźć jakąkolwiek wymówkę, aby dać mu do zrozumienia, że ona zdecydowanie nie chce nigdzie jechać.
- Proszę, nie oceniaj mnie zbyt pochopnie. Zrobiłem kilka błędów, ale... Zależy mi na niej, okej? Chcę kogoś, kto mi po prostu pomoże.
Nastała chwila ciszy. Dziewczyna zagryzała nerwowo wewnętrzną część policzka, nie patrząc na Harry'ego. Czuł się przegrany. Mruknął coś pod nosem, po czym odwrócił się zgarbiony, mając zamiar odejść.
- Daj mi chwilę, dobra? Muszę się spakować.
Może jednak wszystko nie jest stracone.

~*~

Jego usta cały czas były wygięte w uśmiech, co powoli zaczynało irytować siedzącą obok Margot. Torba dziewczyny leżała z tyłu, a ona przekładała z ręki do ręki swój telefon, wpatrując się w krajobraz za oknem. Zdecydowanie podjęła decyzję za szybko. Pod wpływem impulsu. Harry mógł nie być już tym samym chłopakiem, co kilka lat temu. Tym bardziej, że spędził dwadzieścia cztery miesiące w więzieniu. Mógł być teraz jakimś seryjnym zabójcą. Albo psychopatą, wywożącym nałogowo młode dziewczyny w las. Lub coś w tym rodzaju. Boże, jaka była głupia!
Rodzicom zostawiła list, ale nie sądziła, aby to wystarczyło. Będzie czekała ją wielominutowa rozmowa, podczas której jej matka będzie tysiąc razy kazała jej wrócić do domu. Może nawet się zgodzi. Skłamie, że nie ma jak wrócić, i ojciec będzie zmuszony przyjechać. Byłoby to wygodne rozwiązanie, ale czuła, ze po prostu nie może tak zrobić. Zachowałaby się nie fair w stosunku do chłopaka, który wydawał się teraz tryskać energią. 
Przygryzła wargę, i zaczęła stukać palcami o swoje uda, okryte ciemnym materiałem obcisłych spodni. Wiedziała, że wygląda dobrze. Na pewno lepiej, niż wtedy, gdy Harry zadzwonił do jej drzwi. Wyglądała... nieodpowiednio do sytuacji. Zdecydowanie. Nie wydawało jej się, aby bohaterki tych wszystkich książek i filmów wyglądały tak, gdy przychodzi chłopak, w którym skrycie podkochiwały się przez kilkanaście okropnych miesięcy.
- Podoba Ci się to? - zaczął rozmowę chłopak, wskazując palcem na radio. Margot spojrzała na niego i choć wiedziała, że chłopak taki nie powinien być, on wyglądał dla niej pięknie (jeśli można powiedzieć, że możliwy psychopata wygląda właśnie tak). 
Harry miał na myśli puszczoną przez niego dosyć chaotyczną piosenkę, która wydawała się dziewczynie bez rytmu i sensu.
- Jest dobra. Co to za zespół?
- Killer and Me - jego uśmiech poszerzył się - Fajnie, że Ci się podoba. Będziemy tego słuchać do końca podróży, dobrze?
Pokiwała bez przekonania głową. Zapowiadała się długa droga.

I oto jest rozdział pierwszy! (: Chciałabym bardzo wam podziękować za wszystkie odsłony, komentarze i obserwacje. Postanowiłam, że zakładka z postaciami nie powstanie, bo nie potrafiłabym chyba znaleźć istniejących postaci do moich wyobrażeń ahaha. I wymieniony zespół, który znajduje się kilka linijek wyżej, oczywiście nie istnieje (: Jeśli spodobał Ci się rozdział, byłabym wdzięczna za wyrażenie opinii w komentarzu <3